Co niesie Islam?
– wywiad z dr Annie Laurent, francuską badaczką islamu; rozmawia Ewa M. Małecka, „Nasz dziennik”, 2 lipca 2018, str. 14-15.
>> Wyznajemy w Credo: „Wierzę w jednego Boga”. Czy muzułmanie też mogliby to powiedzieć?
– Innymi słowy pyta pani, czy my i muzułmanie mamy tego samego Boga? Otóż nie. Na pewno i jedni, i drudzy wyznajemy Boga Jedynego – a więc jesteśmy wyznawcami religii monoteistycznych, ale są to dwa monoteizmy, bardzo odmienne. Ponieważ islam to wiara w Boga jednego i wyłącznie jednego. Koran mówi o jedyności Boga. My natomiast czcimy Boga w Trójcy Świętej Jedynego, a więc jedynego, lecz zarazem troistego. Trzy Osoby Boskie, a zarazem jednego Boga. To bardzo ważne: Bóg, tak jak przedstawia Go Koran, byłby Bogiem samotności. My natomiast wierzymy w Boga, który jest Bogiem w Trzech Osobach. Pomiędzy Osobami Trójcy Przenajświętszej zachodzą relacje miłości. Bóg islamu nie jest Bogiem relacji – według Koranu Bóg nie wchodzi w żadne relacje ani wewnątrz siebie samego, ani z człowiekiem, ani swoim stworzeniem. Dlatego właśnie mówię o Bogu samotności. Według islamu, pomiędzy Bogiem a jego ludzkim stworzeniem istnieje nieprzekraczalny dystans. Koran naucza, że Bóg jest niedostępny, niezgłębiony i niepoznawalny. My, chrześcijanie, wiemy, że Boga nie da się całkowicie opisać, wyrazić Jego istoty ludzkimi słowami, gdyż jest On tajemnicą per excellence, a jednak Go znamy. Nie jest niepoznawalny – my Go znamy, gdyż On sam, w swej nieskończonej dobroci, zechciał dać się poznać człowiekowi – przez Pośrednika, poprzez Wcielenie Jego Słowa – Jezusa Chrystusa. Katolik wierzy w Boga, który się objawia – objawia nam siebie. To znaczy mówi nam, kim jest. Jest Bogiem Miłością. W islamie Bóg nie objawia siebie – objawia jedynie swą wolę i swoje prawo.
>> A jednak muzułmanie modlą się codziennie. Dla nas modlitwa jest właśnie próbą wejścia w relację z Panem Bogiem czy też próbą odpowiedzi na Jego pragnienie budowania więzi z nami. Jeżeli wyznawcy islamu nie wierzą w taką możliwość, to co naprawdę robią, kiedy się modlą?
– To istotne pytanie. Modlitwa jest dla muzułmanów bardzo ważna, ale wyłącznie jako oddanie Bogu należnej czci. Koran mówi: „Stworzyłem człowieka po to tylko, by mnie wielbił”. Nie ma tu mowy o miłości. My, chrześcijanie, wielbimy przecież Boga, ale wielbimy Go z miłością, nie na sposób służalczy. Nie jak niewolnicy. Wielbimy Go na sposób synowski, gdyż na mocy chrztu świętego jesteśmy Jego dziećmi.
>> Czy muzułmanie nie uważają się za dzieci Boże?
– Nie, absolutnie. W islamie nie ma sakramentów, nie ma chrztu. Muzułmanie nie uważają się za dzieci Boga, lecz za jego sługi.
>> A obrzezanie, czy nie jest dla nich znakiem przymierza z Bogiem?
– Nie. Obrzezanie jest rytuałem, który przejęli z judaizmu, choć nie wierzą w przymierze z Bogiem. Koran całkowicie neguje pojęcie przymierza. Wracając do tematu modlitwy, muzułmanie mówią, że wykonują modlitwę. Modlitwę się wykonuje, spełnia się to, czego Bóg wymaga. Nie zakłada to relacji miłości, jedynie posłuszeństwo nakazom Bożym. Tyle jeśli chodzi o doktrynę koraniczną. Oczywiście są muzułmanie, którzy w swoim osobistym życiu poszukują relacji z Bogiem. Człowiek jej pragnie z samej swej natury. Jednak doktryna islamu tego nie wymaga. Jedynie spełniania aktów kultu i przestrzegania prawa. Akty kultu to modlitwa, post w okresie ramadanu, pielgrzymka do Mekki. Nie ma tu wymiaru miłości.
>> Wspomniała Pani pielgrzymkę: czy to nie jest coś, co się czyni z miłości do Boga?
– W Mekce jest świątynia zwana Kaaba, ale jest to świątynia pusta. Muzułmanie nie twierdzą, że Bóg ją zamieszkuje. To my, katolicy, wiemy, że w naszych kościołach mieszka Bóg, wierzymy w Jego rzeczywistą obecność w Najświętszym Sakramencie Ołtarza. Zdaniem muzułmanów, Bóg pozostaje wciąż tak samo nieznany i niepoznawalny, więc nawet przestrzeń w którą wchodzą w Mekce, nie jest przez Niego zamieszkała.
>> Czy więc Bóg w islamie miałby być całkowicie poza światem stworzonym?
– Bóg według islamu nie miesza się w historię świata, ale dał ludziom religię. Koran wyjaśnia, że już w momencie stworzenie Bóg dał pierwszym ludziom religię islamu, zwaną religią poddania się.
>> W momencie stworzenia? Jak więc muzułmanie radzą sobie z faktem, że islam powstał w konkretnej epoce, że i judaizm, i chrześcijaństwo istniały wcześniej?
– Sądzą, że Bóg posłał ludziom przez Mojżesza Księgę Tory, później posłał inną Księgę, Ewangelię, przez Jezusa. Koran jednak oskarża najpierw Żydów, później chrześcijan, że wprowadzili do tych ksiąg błędy. Dlatego właśnie, według muzułmańskiego sposobu myślenia, w VII wieku przez Mahometa, Bóg dał ludziom Koran, aby przypomnieć im to, co w Jego zamyśle było od początku. Koran miałby korygować błędy wprowadzone do wcześniejszych ksiąg przez Żydów, a później przez chrześcijan. Dlatego dla muzułmanów jest Księgą doskonałą. Koran mówi o sobie samym, że jest wierną kopią prototypu, obecnego u Boga zawsze, przez całą wieczność.
>> Dlatego właśnie mogą twierdzić, że Bóg chce, by każdy człowiek był muzułmaninem?
– Dokładnie tak. Z islamskiego punktu widzenia każdy człowiek, który na ten świat przychodzi, jest z natury swojej muzułmaninem. Jeśli ktoś nim nie jest, to znaczy, że nie przyjmuje religii danej przez Boga. Religii odpowiadającej naturze ludzkiej.
>> A propos natury ludzkiej: powiedziała Pani, że islam przedstawia człowieka nie jako dziecko, lecz jako sługę Boga. Jakie jeszcze cechy antropologii muzułmańskiej odróżniają ją od naszej?
– Z opisu stworzenia zamieszczonego w Księdze Rodzaju dowiadujemy się, że Bóg stworzył człowieka „na swój obraz i na podobieństwo swoje”. A więc jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże, i to Bóg nas tak stworzył – jest to więc Bóg osobowy. Stąd właśnie wypływa niezbywalna i nienaruszalna godność osoby ludzkiej. W islamie natomiast nie jest możliwe, by Bóg stworzył nas na swoje podobieństwo. Człowiek nie może być podobny do Boga. W Koranie nie ma pojęcia osoby, nie ma tego słowa. My jesteśmy osobami, gdyż jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże, i dlatego właśnie przysługuje nam niezbywalna i nienaruszalna godność. Muzułmanie nie znają tej zasady. Oczywiście mówi się w islamie o ludziach, o jednostkach, ale nie ma tam pojęcia osoby. Są ludzie, stworzeni, by oddawać cześć Bogu i przestrzegać Jego prawa. To bardzo istotna różnica, widoczna nawet w języku: w języku arabskim, którym od czasu ekspansji islamu mówi także wielu chrześcijan na Bliskim Wchodzie, nie było słowa „osoba”. Tamtejsi chrześcijanie, przyjmując arabski, zachowali odpowiednie słowo z języka aramejskiego (tego, którym mówił Jezus). Jest to słowo „ouknoum”. Ten fakt odzwierciedla bardzo ważną różnicę na poziomie antropologii: w islamie człowiek ma obowiązki, ma też prawa, ale tylko takie, które zostają mu nadane, nie ma natomiast praw wynikających z samej jego natury. W naszym, chrześcijańskim pojmowaniu człowiek ma prawa wynikające z jego najgłębszej natury, jako istoty stworzonej na obraz i podobieństwo Boże.
>> Czy Koran nie powtarza za Pismem Świętym opisu stworzenia człowieka właśnie „na obraz i podobieństwo Boże”?
– Nie, ten fragment został opuszczony, i to nie bez przyczyny. Pominięcie go odzwierciedla bardzo głęboką różnicę. Tutaj wszystko jest domeną przepisów prawnych. Człowiek ma wielbić Boga, bo po to został stworzony. I tyle.
>> Czyli człowiek, wielbiąc Boga, według islamu nie staje Mu się bliższy?
– Nie, dystans pomiędzy nimi jest tu nieprzekraczalny. I to nie tylko w życiu doczesnym. Według Koranu istnieje Niebo i piekło, ale raj muzułmański oznacza visio beatifica (wizji uszczęśliwiającej). Ten, kto pójdzie do Nieba, takiego, jak je opisuje Koran, nie będzie oglądał Boga twarzą w twarz, nie wejdzie w komunię ze swym Stwórcą. Niebo jest tam rzeczywistością materialną: życiem w bogactwie, w obfitości wszystkiego, bez cierpienia, bez chorób, bez pracy, ale bez wymiaru nadprzyrodzonego. W islamie właściwie go nie ma. Podobnie jest z piekłem: dla nas, katolików, męki piekielne wynikają przede wszystkim z faktu pozbawienia łączności z Bogiem na całą wieczność. Dla muzułmanów to po prostu cierpienia fizyczne. Co więcej, muzułmanie nie wierząc w możliwość oglądania Boga w Niebie, nie widzą też potrzeby oczyszczenia duszy, by ją do tego uzdolnić. Nie wierzą w czyściec. Według Koranu zbawieni pozostaną nadal obcy Bogu, Bóg zawsze będzie dla nich niepoznawalny i niedostępny.
>> To smutne! Tracą sprzed oczu bardzo istotny wymiar życia.
– Tak, doceńmy, jaką łaską jest wiara katolicka!
>> A szahidzi, czyli męczennicy muzułmańscy, czy oni także według Koranu nie będą oglądali Boga, zostaną nagrodzeni tylko na sposób ziemski?
– Męczennicy w islamie mają pewny wstęp do raju, ale wizja uszczęśliwiająca tam po prostu nie istnieje. Nie jest możliwa. Co więcej, męczennikiem można zostać, oddając własne życie, ale także zabijając inne osoby. Nawiązuję tutaj do współczesnych nam ataków samobójczych. Według Koranu Bóg obiecuje szahidom nagrodę, raj, pod warunkiem, że tych ataków dokonali w ramach walki o rozszerzenie islamu. W islamskim pojmowaniu męczeństwa nie ma bezinteresowności. Dla nas, chrześcijan, zostać męczennikiem to znaczy dać świadectwo wiary, nawet za cenę oddania życia, ale jednocześnie jesteśmy wezwani do przebaczenia naszym katom, jak Pan Jezus w czasie swej męki. To u muzułmanów nie istnieje. W ogóle pojmowanie przebaczenia jest odmienne. Gdy chodzi o przebaczenie Boże, nie jest ono tak rozumiane jak u nas, ponieważ nie ma sakramentów. Muzułmanin więc, który złamał nakazy prawa, może w swym sercu prosić Boga o przebaczenie, ale nigdy nie uzyska pewności, czy je otrzymał. To pozostaje domeną arbitralnej decyzji Bożej. Arbitralnej. Koran mówi: „Bóg przebacza, komu zechce, i karze, kogo zechce”.
>> Przypomina to starożytne kulty pogańskie: wiarę w bóstwa kierujące się kaprysem, a nie stałym, niezmiennym pragnieniem dobra, jak nasz Bóg.
– Owszem, islam zawiera zapożyczenia różnych religii. Szczególnie wiele z herezji chrześcijańskich. W VII wieku, w czasie ekspansji arabskiej, na Bliskim Wschodzie było wiele wspólnot niegdyś chrześcijańskich, które niestety, przyjęły herezje, szczególnie herezję ariańską, negującą bóstwo Jezusa Chrystusa. Dokładnie taką postawę wobec Niego znajdujemy w Koranie. Chrześcijaństwo w tym regionie w VII wieku było osłabione i podzielone. Osłabione na poziomie duchowym i doktrynalnym. I podzielone przez różne sekty heretyckie. Te herezje zostały już wcześniej potępione przez Kościół, ale często całe gminy nie przyjmowały rozstrzygnięć doktrynalnych kościoła i trwały przy którejś z fałszywych nauk. To właśnie pozwoliło islamowi zwyciężyć. Wśród chrześcijan tamtych czasów byli ludzie tak zagubieni doktrynalnie, że potrafili wziąć islam za jakąś formę chrześcijaństwa. Dlatego, spoglądając z perspektywy historycznej, można powiedzieć, że religia Mahometa zawsze korzysta ze słabości chrześcijan. Proszę pomyśleć o naszych czasach: dziś wiele osób określających się jako chrześcijanie nie wierzy, że Jezus jest Synem Bożym, wiele utraciło wiarę w Jego zmartwychwstanie, wiele żyje w sposób nie moralny, nie do przyjęcia, odrzucając prawo naturalne. Wszystko to przyczynia się do postępu islamu. To bardzo ważna lekcja, którą musimy wyciągnąć z historii.
>> Dziękuję za rozmowę.
Annie Laurent swój doktorat z nauk politycznych pt. „Liban i jego sąsiedztwo” opublikowała w formie skróconej w książce „Tajne wojny w Libanie”. Mieszkała tam w latach 1987-1992, redagując periodyk „Libanoscopie”. Obecnie wykłada gościnnie na uczelniach francuskich i szwajcarskich. Autorka m.in. książek:
„Żyć z islamem?”, „Europa chora na Turcję”, „Czy chrześcijanie znikną z Bliskiego Wschodu?”, „Islam – dla wszystkich, którzy chcą o nim mówić, ale jeszcze go nie znają”. Z nominacji Ojca Świętego Benedyka XVI uczestniczyła jako ekspert w synodzie biskupów ds. Bliskiego Wschodu, który odbył się w Rzymie w dniach 10-24 października 2010 roku.