Parę tygodni temu pośród chrześcijan na świecie krążyła niesamowita opowieść o pewnym buddyjskim mnichu z Myanmar (Birma), który zmartwychwstał podczas własnego pogrzebu, trzy dni po swojej śmierci. Opowieść ta była rozpowszechniana na kasetach. Poniżej przedstawiamy tłumaczenie tej historii, którą dostaliśmy z „Piątek Fax”:

„Na początku usłyszeliśmy o tych wydarzeniach od wielu birmańskich przywódców kościelnych, którzy zbadali te doniesienia i nie mają cienia wątpliwości co do ich autentyczności. My również zdecydowaliśmy się rozpowszechnić tę historię.”

Życie mnicha Athet Pyan Shintaw Paulu zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Przyprowadził już setki innych mnichów do Chrystusa, był więziony, odrzucony przez krewnych i przyjaciół, grożono mu śmiercią jeśli nie przestanie szerzyć swych nauk.

Jego obecne miejsce pobytu jest nieznane. Niektóre źródła birmańskie utrzymują, że został uwięziony i prawdopodobnie zamordowany, gdy jeszcze inne donoszą, że jet na wolności
i głosi Ewangelię. Athet wiele wycierpiał  i ryzykował opowiadając o tych wydarzeniach.

Co motywowało go, że ryzykował tak wiele? Nikt przecież nie mógłby znieść tych wszystkich prześladowań tylko dla jakiejś idei. Bez względu na to, czy my wierzymy czy też nie, historia ta jest warta tego, aby ją wysłuchać i rozważyć. Nie możemy oczywiście zagwarantować bez cienia wątpliwości, że te rzeczy wydarzyły się naprawdę, lecz myślimy, że warto by było pozwolić temu człowiekowi opowiedzieć tę historię jego własnymi słowami, aby czytelnicy sami mogli to osądzić.”

„Nazywam się Athet Pyan Shintaw Paulul. Urodziłem się w 1958 roku w Bogale w południowym Myanmar. Moi rodzice, którzy jak wszyscy w Myanmar byli zagorzałymi buddystami. Gdy skończyłem 18 lat rodzice posłali mnie, bym przeszedł nowicjat w klasztorze. Większość rodziców w Myanmar próbuje wysłać swojego syna do klasztoru buddyjskiego, nawet na jakiś krótki czas, ponieważ postrzega się to jako wielki honor, gdy ich syn służy w taki sposób. Zwyczaj taki panuje w tym miejscu od wielu setek lat.”

W 1977 w wieku 19 lat zostałem mnichem w klasztorze Mandalay Kyaikasan Kyaing, gdzie zacząłem terminować u prawdopodobnie najsłynniejszego buddyjskiego nauczyciela tamtego czasu – u Zadila Kyar Ni Kan Sayadaw, który zginął w następstwie wypadku samochodowego w 1983 roku. Wstępując do klasztoru dostałem nowe imię – U Nata Pannita Ashinthuriya. Przesłużyłem tu 6 lat. Z całych sił starałem się być najlepszym mnichem, podążać wszystkimi wskazówkami buddyzmu. Usiłowałem zaprzeć się samego siebie, swoich pragnień, więc gdy, np. usiadł na mnie komar, pozwalałem mu się ukłuć, zamiast go po prostu zgnieść. Z tego też powodu bardzo poważnie zachorowałem. Lekarze orzekli, że była to kombinacja malarii i żółtej febry. Po miesiącu spędzonym w szpitalu zostałem z niego wypisany, ponieważ powiedzieli mi, że nic już się nie da dla mnie zrobić i żebym przygotował się na śmierć. Wróciwszy do klasztoru stawałem się coraz słabszy, a w końcu straciłem przytomność. To tyle o mojej przeszłości. Teraz chciałbym powiedzieć wam,
co działo się dalej…

Po całej historii odkryłem, że umarłem i byłem martwy przez 3 dni. Moje serce przestało bić, ciało zaczęło się rozkładać i czuć było z niego fetor śmierci. Moje zwłoki poddano buddyjskiemu  rytuałowi oczyszczenia. Pomimo tego wszystkiego mój duch żył. Znalazłem się pośród szalejącej burzy, która wszystko zdmuchnęła. Nic się nie ostało, nawet pojedyncze drzewo. Zacząłem iść pustą doliną. Po jakimś czasie przekroczyłem rzekę i ujrzałem przerażające jezioro ognia. Byłem zmieszany, ponieważ nauki buddyjskie nic nie mówią
o takich rzeczach. Nie wiedziałem, że znalazłem się w piekle do chwili, gdy spotkałem Yamę – króla piekła (Yama to nazwa opisująca króla piekła w wielu kultach Azji). Jego twarz i ciało przypominało lwa, jego stopy węże, a na głowie miał wiele rogów. Miał przerażający wygląd, strasznie się bałem. Trzęsąc się zapytałem jak się nazywa. Usłyszałem: „Jestem Król Piekła, Niszczyciel.” Yama wskazał na jezioro. Ujrzałem wtedy w ogniu szafirowe szaty mnichów Myanmar. Gdy podszedłem bliżej dostrzegłem ogoloną głowę U Zadila Kyar Ni Kan Sayadaw.

„Dlaczego on znalazł się w jeziorze ognia?” – zapytałem. „Przecież był bardzo dobrym nauczycielem. Jego kaseta Czy jesteś psem czy istotą ludzką pomogła tysiącom ludzi zrozumieć, że są o wiele więcej warci niż psy.”

„Tak, to prawda, że był dobrym nauczycielem” – odpowiedział Yama, „lecz nie uwierzył
w Jezusa Chrystusa. Dlatego właśnie się tu znalazł.”

Po tym pokazano mi innego człowieka, którego długie włosy spięte były w duży kok po lewej stronie głowy. On również był ubrany w szaty mnicha. Gdy zapytałem o jego imię usłyszałem: „Gautama, którego czcisz (Budda).” Byłem zdruzgotany… Budda w piekle, z całą swą etyką i moralnością!?

„Nie ma znaczenia, jak dobrym był człowiekiem. Nie uwierzył w wiecznego Boga, i dlatego znalazł się w piekle.” – powiedział król piekła.

Widziałem tam również przywódcę rewolucyjnego Aung Sana. „Znalazł się tutaj, ponieważ prześladował i mordował chrześcijan. Jednak główny tego powód to, że nie uwierzył w Jezusa Chrystusa” – powiedział Yama. W Myanmar istnieje takie powiedzenie: „Żołnierze nigdy nie umierają, żyją dalej.” Usłyszałem, że zastępy piekielne mają swoją własną wersję tego powiedzenia: „Żołnierze nigdy nie umierają, lecz na wieki idą do piekła.”

Po chwili dostrzegłem ogromnego mężczyznę, ubranego w zbroję, który trzymał tarczę
i miecz. Na czole miał straszną ranę. Był wyższy od wszystkich ludzi, których kiedykolwiek widziałem. Miał około dwadzieścia dwie stopy wzrostu (6,5 m). Król piekła powiedział:
„To Goliat, który wyśmiewał się z wiecznego Boga i jego sługi Dawida.” Nie wiedziałem
o czym on mówi, ponieważ nigdy nie słyszałem o Dawidzie i Goliacie. „Goliat jest postacią
z Biblii chrześcijan. Nie znasz go, lecz kiedy staniesz się chrześcijaninem, będziesz wiedział kim on był.”

Zabrano mnie do miejsca, gdzie widziałem biednych i bogatych, którzy przygotowywali się do zjedzenie kolacji. Zapytałem się: „Kto przygotował dla nich posiłek?”

„Biedni muszą przygotować go sami, gdy bogaci mają od tego innych ludzi” – usłyszałem.

Kiedy bogacze zasiedli do stołu nadciągnął gęsty dym. Bogacze jedli tak szybko jak tylko mogli, aby uspokoić swoje sumienie. Bardzo ciężko oddychali z powodu dymu. Jedli szybko, ponieważ obawiali się, że stracą swoje pieniądze. Pieniądze są ich bogiem.

Podszedł do mnie inny ‘król piekła’. Zobaczyłem istotę, która była odpowiedzialna za utrzymywanie ognia pod płonącym jeziore1m. Stworzenie to zapytało mnie: „Czy ty również idziesz do jeziora ognia?” „Nie” – odpowiedziałem. „Znalazłem się tutaj, aby tylko popatrzeć.” Stworzenie miało przeraźliwy wygląd. Z głowy wychodziły mu rogi, w ręku dzierżył włócznię o siedmiu ostrzach. „Masz rację” – odpowiedziało. „Przyszedłeś tylko popatrzeć, gdyż nigdzie nie widzę zapisanego twego imienia. Musisz wrócić tam, skąd przyszedłeś.”

Wracając doszedłem do rozwidlenia dróg ujrzałem dwie ścieżki, jedną wąską a drugą szeroką. Nad szeroką widniał napis: „Dla niewierzących w Chrystusa”, nad wąską zaś:
„Dla wierzących w Chrystusa”. Ciekawiło mnie, gdzie prowadzi szeroka droga,
więc poszedłem. Przede mną, około 300 metrów, szło dwóch ludzi. Chciałem ich dogonić,
ale chociaż się starałem, nie mogłem tego dokonać. Zawróciłem więc i wybrałem wąską ścieżkę. Idąc nią w dalszym ciągu obserwowałem tych dwóch ludzi, którzy wybrali szeroką drogę. Gdy osiągnęli oni jej kres zostali nagle zasztyletowani. Płakałem patrząc, jak krzyczeli w wielkim bólu. Zrozumiałem, że wybierając szeroką drogę narażasz się na jej końcu na straszne niebezpieczeństwo.

Idąc dalej wąską ścieżką odkryłem, że była ona wykonana ze złota tak czystego, że mogłem się w nim przejrzeć! Spotkałem człowieka odzianego w białą szatę. Słyszałem również cudowny śpiew. Człowiek poprosił, abym z nim poszedł. Gdy zapytałem jak się nazywa,
nie dostałem odpowiedzi. Gdy powtórzyłem pytanie 6 razy usłyszałem: „Jestem tym, który trzyma klucze do nieba. Niebo jest pięknym miejscem. Nie możesz tu teraz wejść, lecz jeśli podążysz za Jezusem Chrystusem, to przyjdziesz tu, gdy twoje życie na ziemi dobiegnie końca.” Człowiek ten miał na imię Piotr.

Wtedy Piotr poprosił, bym spojrzał na północ. „Spójrz jak Bóg stwarzał człowieka.”
– powiedział. Zobaczyłem wiecznego Boga z oddalenia. Powiedział On do anioła:
„Uczyńmy człowieka.” Anioł na to: „Nie czyń tego, ponieważ on źle postąpi i Cię zasmuci”
(w birmańskim dosłownie „sprawi, że stracisz twarz”). Jednakże Bóg stworzył człowieka,
po czym tchnął w niego i człowiek ożył. Dostał na imię Adam (buddyści nie wierzą
w stworzenie świata ani człowieka, więc to doświadczenie wywarło znaczne wrażenie na mnichu).

Piotr powiedział mi: „Idź powiedz ludziom, którzy czczą Buddę i inne bóstwa, że skończą
w piekle, jeśli się nie zmienią. Ci, którzy czczą mnichów i nazywają ich „Pra” (zaszczytny tytuł dla mnicha) pójdą do piekła. Wszyscy muszą uwierzyć w Jezusa Chrystusa, aby nie pójść do piekła”. Powiedział również: „Musisz mówić w swoim nowym imieniu – od tej pory będziesz się nazywać Athet Pyan Shintaw Paulu (Paweł, który powrócił do życia).

Nie chciałem wracać. Chciałem iść do nieba. Aniołowie otworzyli księgę, po czym zaczęli szukać mojego imienia, które dostałem przy urodzeniu, lecz go nie znaleźli. Wtedy zaczęli szukać imienia, które dostałem wstępując do klasztoru, lecz i ono nie było zapisane
w księdze. Piotr powiedział: „Twoje imię nie jest tu zapisane. Musisz wrócić i świadczyć
o Jezusie ludziom wierzącym w Buddę.

Piotr odprowadzał mnie na ziemię. Pokazał mi drabinę, która sięgała w dół z nieba do obłoków. Nie dotykała ona ziemi, lecz kończyła się w powietrzu. Po drabinie wstępowali
i zstępowali aniołowie. Byli bardzo zajęci. Spytałem, kim oni są i usłyszałem: „Posłańcy Boży. Przekazują do nieba imiona tych, którzy uwierzyli, i którzy nie uwierzyli w Chrystusa.” Czas było wracać.

Następną rzeczą, którą usłyszałem, był płacz mojej matki. „Synu, dlaczego mnie opuściłeś!?” Zdałem sobie sprawę, że leżałem w trumnie. Kiedy się poruszyłem, moi rodzice krzyknęli „On żyje!”, lecz inni stojący obok nie uwierzyli. Gdy spojrzeli na mnie, zamarli z przerażenia, po czym zaczęli krzyczeć „To duch!”. Część ludzi uciekła w panice, a część zamarła
z przerażenia. Odkryłem, że leżałem w niewielkiej ilości cuchnącej cieczy, która musiała ujść z mojego ciała, kiedy leżałem w trumnie. Usłyszałem, że właśnie chciano zabić wieko i mnie skremować. Natychmiast zacząłem opowiadać o tym, co usłyszałem. Ludzie byli zdziwieni. Powiedziałem im o ludziach, których spotkałem w jeziorze ognia, i że tylko chrześcijanie znają prawdę, że całe nasze pokolenia były zwodzone przez tysiąclecia. Powiedziałem,
że wszystko w co wierzymy – jest kłamstwem. Ludzie byli zszokowani słuchając mnie, ponieważ wiedzieli, jakim byłem do tej pory gorliwym mnichem.

W Myanmar, gdy umiera mnich, jego imię, wiek i liczba lat służby w zakonie wypisuje się na trumnie. Byłem już zarejestrowany jako zmarły, lecz jak sami widzicie, żyję!